Kilka dni temu minął rok, od kiedy zostałem lekarzem. To niezbyt długo, szczególnie w moim zawodzie, ale wystarczy, żeby móc co nieco powiedzieć o pracy w szpitalu. Zawsze łatwiej mówić o minusach i szczerze mówiąc, zetknąłem się już z wieloma rzeczami, które mnie denerwują i sprawiają, że chciałbym to wszystko rzucić i żyć ze sprzedaży butelek. Mieć zero zmartwień i zero dokumentów do uzupełnienia. Ale kiedy moja frustracja sięga już zenitu, staję przy stole operacyjnym, albo rozmawiam z pacjentem, któremu potrafiłem pomóc – wtedy przypominam sobie dlaczego wybrałem właśnie ten zawód.
Medycynę (no może nie całą – mam swoje ulubione dziedziny, ale też takie, których nie znoszę) traktuję bardziej jako pasję niż pracę. Każdy pacjent to nowe wyzwanie, a do zrobienia jest naprawdę dużo. Po pierwsze, mam być fachowcem – osobą z konkretnymi wiadomościami i umiejętnościami, która zaproponuje odpowiednią diagnostykę i leczenie, tak by naprawić to, co zaszwankowało w organizmie pacjenta. Jednocześnie muszę wyjść poza rolę bezdusznego specjalisty i zadbać o szeroko rozumiany komfort chorego – tutaj chyba najtrudniejszym zadaniem jest dokładne i zrozumiałe wyjaśnienie na czym polega jego choroba i co możemy na to poradzić. Umiejętne łączenie tych dwóch ról jest niesłychanie trudne, ale też sprawia wiele satysfakcji, a nawet może poprawić wyniki leczenia.
Dzięki temu, że większość lekarzy, których spotkałem nie traktowała mnie jako balastu, a jako partnera, przez ostatni rok nauczyłem się ogromnie dużo. Tym razem nie była to wiedza książkowa, wykuta z podręczników, a doświadczenie nabyte podczas rozmów z pacjentami, diagnostyki i leczenia. Ten rodzaj wiedzy jest niesamowicie istotny w codziennej pracy – niczego nie osiągniesz jeśli nie umiesz wykorzystać swoich wiadomości w praktyce. Kiedy przypominam sobie mój pierwszy dyżur, widzę, że nie zmarnowałem tego roku. Jestem pewniejszy siebie, lepiej radzę sobie w trudnych sytuacjach, sprawnie łączę fakty i wiem, gdzie szukać kluczowych informacji.
Paradoksalnie, najważniejszą nauką jaką wyciągnąłem jest pokora w stosunku do medycyny i tego jak wiele edukacji jeszcze przede mną. Codziennie dowiaduję się czegoś nowego, codziennie spotykam się z rzeczami, których nie rozumiem. Jestem dumny z tego, co osiągnąłem, ale wiem, że to tylko kropla w morzu. Ta świadomość napędza mnie do dalszej pracy.
Zawód, który wybrałem jest cholernie ciężki, ale kiedy widzę, ile radości mi sprawia, mogę powiedzieć tylko jedno. Było warto.
Brak komentarzy