Bez kategorii Codzienność

COVID, ABORCJA, GODNOŚĆ. WOJNY, KTÓRE PRZEGRALIŚMY

7 listopada 2020
Aborcja, covid, godność

Władza zgotowała piekło nam wszystkim. Co do tego nie mam wątpliwości. Wydawanie wyroku w tak delikatnej i wzbudzającej ogromne emocje sprawie, jak aborcja, było niesamowicie lekkomyślnym posunięciem. Przy obecnych rządach orzeczenie mogło być tylko jedno. Czy nie można było przewidzieć, że wzbudzi tak wielki sprzeciw? Niestety, nie wolno nam zapominać, że wojnę toczą dziś nie tylko kobiety.  

 

Wojna o wolność

Wyrok Trybunału Konstytucyjnego zapadł w najgorszym możliwym momencie, w tymczasowym szczycie epidemii. Można podejrzewać, jakie były powody tej decyzji. Może władza postanowiła pójść za ciosem i po kilku kontrowersyjnych ustawach załatwić jeszcze jedną sprawę? A może spodziewała się, że przestraszeni pandemią ludzie nie wyjdą na ulice?

Stało się jednak inaczej. Przez polskie miasta przeszły setki tysięcy ludzi początkowo sprzeciwiających się tylko nowym zasadom. Demonstracje te szybko przerodziły się jednak w protesty antyrządowe, skupiające się na człowieku, który uzurpuje sobie prawo do władzy absolutnej.

Nie można się oszukiwać, że protesty te mają kluczowe znaczenie dla naszej przyszłości. Młodzi, wykształceni, zaangażowani ludzie wyszli ze swoich domów i pokazali, że potrafią walczyć o swoje prawa. Nie bali się pokazać środkowego palca politykom, których arogancja i buta sięgnęły poziomów niespotykanych nigdy wcześniej. Protesty o prawo do opieki medycznej, stały się w protestami o wolność. Tego buntu nie można zakończyć polubownie. Władza już pokazała, w jakim kierunku chce podążać. Widać to każdego dnia w telewizji i internecie. Ich mottem pozostają słowa „ani kroku w tył”.

Mimo wszystko, uważam, że na tej wojnie wszyscy stracimy. Podgrzewanie nastrojów, które trwało od wielu lat, sprawiło, że polityka przeniosła się z budynków rządowych na ulicę. Rzeczowe argumenty zostały zamienione na przerzucanie się emocjami. Dyskusje zdominowane zostały przez wzajemne oskarżenia, wyzwiska i wulgaryzmy. Telewizja ucieka od dziennikarskich zasad najdalej jak to tylko możliwe. Policja torturuje obywateli, których obiecała chronić, a tam gdzie nie ma mundurowych, pojawiają się bojówki wezwane przez naczelnika do obrony kościołów. Naprawdę tak ma wyglądać sprawowanie władzy?  

 

Wojna o łóżka

Pacjentom pozostawiono prosty wybór. Czekanie na cud albo śmierć. Próby podjęcia leczenia przypominają koszmar, z którego nie ma jak się obudzić.

Polski system ochrony zdrowia od zawsze był łatany plastrami i bandażami. Żadnej władzy nie stać było na przeprowadzenie koniecznych reform, zwiększenie finansowania i opracowanie nowych procedur. Kolejni ministrowie zdrowia zajmowali się raczej tym co medialne, a nie tym co niezbędne. Ta medialność zbiera swoje żniwo także dzisiaj. Huczne budowanie szpitali polowych na wielko powierzchniowych obiektach jest tyleż kosztowne, co często niepotrzebne. Przykład? W Warszawie i Krakowie stoją nieużywane budynki szpitalne (opuszczone po scaleniu zajmujących je jednostek) z gotową infrastrukturą i wyposażone w niezbędne instalacje. Wystarczyłoby dostawić łóżka i trochę sprzętu (tu źródło). Niestety, przenosiny do opuszczonego budynku brzmią gorzej niż szpital narodowy.

Dzisiaj obserwujemy jak prowizorka pęka. Zakładane latami szwy zrywają się, odsłaniając obraz nędzy i rozpaczy. Przyjęcie do szpitala jest drogą przez mękę. Karetki są odsyłane z jednej placówki do drugiej albo czekają na wolne miejsce na SOR w wielogodzinnych kolejkach. Pierwsze doniesienia o chorych umierających w ambulansach zmroziły opinię publiczną – niedługo takie wiadomości staną się naszą codziennością.

Jednak problem mają nie tylko pacjenci w stanach nagłych. Prawdziwy dramat rozgrywa się wśród osób z ciężkimi chorobami przewlekłymi, szczególnie nowotworowymi. Wymagają one specjalistycznego, regularnego, szybkiego i zdecydowanego leczenia. Jak je zapewnić, gdy brakuje wiedzy, czy dany oddział będzie otwarty za dzień lub dwa? Przecież już jutro może nadejść dodatni wynik testu u jednego z pacjentów albo wojewoda, kierując się jedynie swoim widzimisię, postanowi, że oddział od następnego dnia będzie się zajmował jedynie przypadkami COVID-19. Funkcjonowanie w stanie takiej niepewności jest niemożliwe. Pójdę o krok dalej. Takie traktowanie pacjentów i medyków przez władzę jest po prostu nieludzkie.  

 

Wojna o pacjenta

Od wielu miesięcy praca w szpitalu przypomina koszmar. Morale personelu niebezpiecznie zbliża się do dna, a nastroje są bardziej niż grobowe. Jak mogłoby być inaczej w świecie tak przepełnionym absurdami?

Każdy medyk, od wielu miesięcy żyje w strachu. Funkcjonujemy w stanie ciągłego zagrożenia zakażeniem potencjalnie śmiertelną chorobą. Boimy się, że nawet jeśli my przejdziemy ją łagodnie, to zarazimy członków naszych rodzin, wśród których wiele jest osób starszych, obciążonych licznymi schorzeniami. Dla nich infekcja SARS-CoV-2 będzie oznaczać tylko jedno.

Mimo kluczowego znaczenia zawodów medycznych dla funkcjonowania społeczeństwa, jesteśmy traktowani jak śmieci. Każdy z nas musi pracować ponad siły, bo kolejni współpracownicy albo się zakażają, albo zostają wysłani na kwarantannę. Sytuacja na oddziałach może w każdej chwili się pogorszyć, kiedy część z nas zostanie oddelegowana do pracy w szpitalach dedykowanych COVID. Sama delegacja także zakrawa o absurd – niejednokrotnie dostarcza ją policja i zobowiązuje nas ona do stawiennictwa w nowym miejscu pracy już na następny dzień. Z dnia na dzień musimy porzucić dotychczasowe zobowiązania (pacjentów, nad którymi sprawujemy stałą opiekę, dyżury, poradnie) i zająć się chorymi, których stan niejednokrotnie wykracza poza nasze kwalifikacje. Powiecie mi, że to wszystko za wyższą pensję? Błąd, bo oddelegowanie niejednokrotnie wyklucza pracę w wielu miejscach i zmniejsza nasze przychody.

Myślicie, że kiedy traficie do któregoś ze szpitali polowych, wasze zdrowie będzie bezpieczniejsze? Mylicie się. Trafiają tam lekarze z łapanki, często z minimalną wiedzą o leczeniu zaburzeń oddychania i żadną jeśli chodzi o obsługę respiratora. Sam szkolę się na specjalistę ortopedii – poradzę sobie z wieloma urazami i ich konsekwencjami, ale jeśli chodzi o intensywną terapię uważam się za całkowicie nieprzygotowanego. Nawet najlepiej opracowany kilkudniowy kurs obsługi respiratora  tego nie zmieni. Wiele lat temu medycyna stała się działką, w której nie sposób znać się na wszystkim. Stajesz się specjalistą w jednej, konkretnej dziedzinie kosztem tylko powierzchownej wiedzy w innych.

To dobry kierunek rozwoju, który pozwolił na uratowanie wielu istnień, ale wymaga on rozsądnego planowania i zarządzania. Wszystkie poprzednie rządy nie przejawiały żadnej z tych cech. Wiele specjalizacji, takich jak anestezjologia czy choroby zakaźne było przez lata zaniedbywanych i spychanych na margines. Efekty widzimy właśnie dzisiaj.

I kiedy wydawało się, że gorzej już być nie może, rząd przeforsował kolejne przepisy robiące z lekarzy niewolników. Okazuje się, że wojewoda może zesłać nas na szkolenie specjalizacyjne do wybranego przez siebie miejsca. Mamy opuścić swoje rodziny i zmienić plany życiowe, tylko dlatego, że jakiś polityk tak postanowił.

Zanim przyjdzie wam do głowy pewien stary i wyświechtany argument. Bycie lekarzem, pielęgniarką czy ratownikiem medycznym nie jest powołaniem, misją ani wezwaniem od boga. To po prostu praca, choć trudna i wymagająca wielu specyficznych umiejętności oraz cech charakteru. I wcale nie mamy żadnych zobowiązań wobec społeczeństwa, bo państwo zapłaciło za nasze wykształcenie. Każde studia są w Polsce darmowe, a ich ukończenie nie zobowiązuje do pracy w danym miejscu. Dlaczego medycyna miałaby być inna?  

 

Wojna o godność

Mam wrażenie, że wszystkie te wojny mają jeden wspólny mianownik, jakim jest godność. Każdy z nas walczy o zachowanie swoich podstawowych praw – prawa do stanowienia o sobie, do wolności, leczenia, a nawet godnego umierania.

Przez ostatnie lata każdy z nas był powoli okradany ze swoich przywilejów. Coraz bardziej restrykcyjne przepisy nakładały nowe obowiązki nie dając praktycznie nic w zamian. Ochłapy w postaci pieniędzy przelewanych na konta nie tylko nie poprawiały sytuacji, ale wręcz doprowadzały do rzeczywistego zubożania społeczeństw. To wszystko było dodatkowo skąpane w topornej, urągającej przyzwoitości propagandzie władzy i państwowej telewizji.

Mimo całej mojej nadziei, obawiam się, że normalność już do nas nie wróci. Tak jak dziś słyszymy „za PO było gorzej”, tak od następnej władzy dowiemy się, że „PiS krzywdził was jeszcze bardziej”. Przegrani w każdych wyborach będą rzucać oskarżeniami o ich sfałszowanie. Następne rządy będą jeszcze mocniej zawłaszczały sobie media, uprawiając ohydną propagandę sukcesu. Spolaryzowane społeczeństwo nie zjednoczy się we wspólnej sprawie. Nasze życie będzie coraz bardziej ociekało nienawiścią do siebie nawzajem, aż w końcu dojdziemy do granic wytrzymałości.

Ten proces trwa nie tylko u nas. Wystarczy spojrzeć na szereg innych krajów, ze Stanami Zjednoczonymi na czele, żeby zobaczyć jak budzą się demony. Jeśli nie przerwiemy tego błędnego koła nasz świat zniknie. Na dobre.      

 

 

To nie jedyny tekst o wydarzeniach w naszym kraju, który ostatnio pojawił się na blogu. Jeśli chcesz dowiedzieć się czegoś więcej, przeczytaj teksty o aborcji i COVID, albo wejdź na stronę główną i zanurz się w opowieściach.

 

Jeśli chcesz wiedzieć jeszcze więcej o medycynie, dołącz do mnie na facebooku

 https://www.facebook.com/30ucisniec/

grupie 30 uciśnięć – medycyna bez tajemnic

https://www.facebook.com/groups/497178084208741

i instagramie

https://www.instagram.com/30ucisniec.pl/

 

Może ci się spodobać

Brak komentarzy

Zostaw komentarz