Rozpoczęcie pracy w nowym miejscu nigdy nie jest łatwe. To truizm, ale jakże prawdziwy. Obcy ludzie, nieznane miejsce, nieprzewidywalne wyzwania. To wszystko sprawiło, że rozpoczynając pracę na SOR czułem duży stres i napięcie, szczególnie, że od moich decyzji mogło zależeć bardzo wiele.
SOR – NOWE WYZWANIE
O rozpoczęciu pracy na SOR myślałem już od dawna. Chciałem trochę uciec od specyfiki pracy na oddziale – gotowej już zwykle diagnozy, ustalonego leczenia i stosunkowo długotrwałej opieki nad pacjentem.
Oddział Ratunkowy rządzi się swoimi prawami. Chory przychodzi do ciebie z ulicy. Nie wiesz co mu dolega, jakie ma oczekiwania. Na podstawie wywiadu możesz postawić jedynie mgliste, wstępne rozpoznanie jego choroby. Decydujesz więc jakie badania diagnostyczne mu wykonać, a na postawie wyników wdrażasz odpowiednie leczenie. Bierzesz na siebie ogrom odpowiedzialności – chociaż mogą ci pomóc konsultanci, to ostateczna decyzja należy tylko do ciebie.
Sprawy nie ułatwia szybko upływający czas. Wszyscy pacjenci oczekują od ciebie szybkiej pomocy i złagodzenia dolegliwości. Musisz decydować o tym, kim zająć się najpierw, bo zwłoka w przypadku chorego w ciężkim stanie może doprowadzić do nieodwracalnych szkód. Jednocześnie przytłaczają cię setki dokumentów, które należy starannie wypełnić. Jeśli chociaż na chwilę stracisz kontrolę, nie odzyskasz jej przez długie godziny.
ZIMOWE PROBLEMY
Traumatologią rządzi sezonowość. Na wiosnę przyjmujemy wielu motocyklistów, w lecie skoczków do wody, jesienią ofiary maszyn rolniczych, a w zimie ludzi, którzy przegrali pojedynek z lodem na ulicach. Oczywiście to tylko uproszczenie, bo wiele wypadków zdarza się przez okrągły rok, ale dobrze oddaje ogólną tendencję.
Pojawiając się na SOR mniej więcej wiedziałem, czego mogę się spodziewać – głównie złamanych kostek i przedramion. Do tego oczekiwałem, że trafią do nas ofiary wypadków drogowych. Zwykle pojawiają się także kontuzjowani narciarze, ale zamknięte stoki skutecznie zapobiegły tego typu urazom.
Jak pokazały nadchodzące godziny, niewiele się myliłem.
24 GODZINY PRACY
Wchodząc na SOR, zaraz przed ósmą rano, zobaczyłem swojego pierwszego pacjenta. Akurat zdejmował kurtkę i zajmował miejsce pod gabinetem. To nie zwiastowało lekkiego dyżuru. Szybki wywiad (oczywiście, że pacjent poślizgnął się na lodzie), badanie i wstępna diagnoza – zwichnięcie barku. RTG potwierdziło przypuszczenia. Repozycja zwichnięcia zostawiła mnie oblanego potem. Na szczęście kolejne zdjęcie potwierdziło, że bark znalazł się na swoim miejscu a sam uraz nie spowodował dodatkowych złamań.
Pogoda postanowiła mi nie ułatwiać zadania. Mróz i obfite opady śniegu sprawiły, że poruszanie się po drogach przypominało istny koszmar. Na oddziale zaczęli pojawiać się kolejni pacjenci. Złamane kostki, urazy kolan i łokci…
I wtedy dotarła do mnie wieść o czasowym zamknięciu SOR. Na stronie czystej znalazł się pacjent zakażony COVID19. Niestety, wykonany przy przyjęciu szybki test dał wynik fałszywie negatywny, a zakażenie zostało potwierdzone w innych badaniach. Procedura postępowania w takich przypadkach jest stosunkowo jasna. Zamykamy oddział, wypisujemy pacjentów, którzy mogą wrócić do domu, przenosimy na oddziały tych, którzy muszą zostać w szpitalu, a nielicznych pozostałych przenosimy do innego miejsca w obrębie SOR. Po uporaniu się z chorymi, zanieczyszczone pomieszczenia poddajemy dezynfekcji i fumigacji.
Zamknięcie SORu dało mi chwilę wytchnienia. W końcu mogłem zjeść ciepły posiłek i napić się kawy, zbierając siły na następne spotkania z chorymi.
Muszę przyznać, że miałem dużo szczęścia, bo następna fala nie była duża. Jasne, pojawiali się kolejni pacjenci, ale ich zaopatrzenie, choć męczące fizycznie, nie sprawiało dużych trudności. Kiedy skończyłem zmieniłem poplamione gipsem ubranie i dosłownie padłem na łóżko. Przy okazji, jeśli chcecie poznać moją opinię o spaniu na dyżurze, przeczytajcie ten tekst.
SOR – POWRÓT DO DOMU
Rano miałem wrażenie, że jestem bardziej zmęczony niż przed zaśnięciem. Niestety, sen w szpitalu jest przerywany, płytki, pełen niepokoju i małowartościowy, choć lepsze to niż nic. Dokończyłem swoją pracę i przekazałem dyżur zmiennikowi. Czas wracać do domu…
No może nie tak szybko, bo trwająca kilkanaście godzin śnieżyca skutecznie zasypała mój samochód. Samochody z tylnym napędem słabo radzą sobie w zimie, więc zanim wyjechałem z parkingu musiałem trzy razy wykopywać się ze śniegu.
SOR – MOJE WRAŻENIA
Dyżur skończył się już parę dni temu, moja głowa zdążyła ochłonąć, więc nadszedł czas na małe podsumowania. Miałem dużo szczęścia, bo nie przytłoczyła mnie ilość pacjentów, ani nie pojawił się nikt w ciężkim, wymagającym szybkiej pomocy stanie. Mimo to nie zlekceważyłem chorych, którzy trafili pod moją opiekę, co zaliczam sobie na plus. Uniknąłem też wpadek, z czego jestem bardzo zadowolony.
No cóż, chcę czy nie, kolejny dyżur już niedługo.
Jeśli chcesz wiedzieć jeszcze więcej o medycynie, dołącz do mnie na facebooku
https://www.facebook.com/30ucisniec/
grupie 30 uciśnięć – medycyna bez tajemnic
https://www.facebook.com/groups/497178084208741
i instagramie
https://www.instagram.com/30ucisniec.pl/
Photo by Harlie Raethel on Unsplash
Brak komentarzy